"Kochajmy samych siebie, nieważne jacy jesteśmy", jupii.
Nie wiem czy też tak macie, ale mi ta gadka dawno się znudziła. Zamiast pomóc, wręcz jeszcze bardziej załamuje i odbiera energię do działań. Brzmi to jakby zmienianie siebie było czymś złym.
"Nie zmieniaj siebie, bądź taki jaki jesteś teraz"
"Nie zmieniaj siebie, bądź taki jaki jesteś teraz"
Rozumiem, że ktoś tak naprawdę może sądzić, ale czy to oznacza, że np. osoba z tuszą (niekoniecznie otyła, ale taka którą denerwuje własny wygląd) ma zaakceptować siebie, swój stan fizyczny i obżerać się batonikami?
To tylko taki mały wstęp. Nie przepadam za ocenianiem tego co mówią lub robią inni, tym bardziej nie znoszę wyrażać swojej opinii dotyczącej innych osób, bo jedyną osobą, którą mogę skrytykować z czystym sumieniem, jestem ja. (o bosze jakie mądre słowa, aż sama się muszę pochwalić).
To przejdźmy do sedna. Czy czuję się dobrze ze sobą?
Obecnie... różnie. Niestety w tej kwestii jestem dość nierozgarnięta. Są dni, gdy uważam się za wartościową osobę, podobam się sobie, ale też bywają takie, gdy jestem do siebie niemal wrogo nastawiona. Smutne, ale jest to uargumentowane. Wiem, że stać mnie na więcej, aby wykrzesać z siebie swoje lepsze ja, ale mam taki problem, że często mi się nie chce, jestem kłębkiem kompleksów, który marzy tylko o tym by położyć się do łóżka i myśleć o swoich wszystkich wadach, przy czym niekiedy wyolbrzymiać je. Wyolbrzymianie jest złe, bo prowadzi do wspomnianych kompleksów, ale czy krytykowanie siebie za lenistwo i słomiany zapał jest niedobre? Myślę, że wręcz przeciwnie, lecz najważniejsze, aby wyciągać z tego wnioski. Z dumą przyznam, że czasem udaje mi się pokonać swoje słabości, to, że tak łatwo mnie zdemotywować. W moim przypadku to "czasem", to dużo.
Gdy byłam w podstawówce-gimnazjum, to niech tylko ktoś spróbował, nawet w kulturalny, sposób zwrócić mi uwagę, że powinnam trochę schudnąć lub zadbać o siebie. Od razu się oburzałam, udawałam, że podobam się sobie. Szczególnie gimnazjum zabolało, bo uświadomiłam sobie, że posiadanie większych cycków od koleżanek nie gwarantuje mi bycia postrzeganą przez innych jako atrakcyjną. Zaraz, zaraz, ale przecież nie powinno się patrzeć na zdanie innych. Cóż, ja nie do końca trzymam się tej regułki. Przecież fajnie pomyśleć, że jestem lubiana przez rówieśników, a nauczyciele sądzą, że jestem miła i mądra.
#gifyzhomeremsąnajlepsze
Zauważyłam, że teraz, gdy udało mi się w pewnej mierze osiągnąć kilka ze swoich ważnych celów, czyli m.in. schudnąć, lepiej się uczyć i czuć we własnej skórze, powstał pewien paradoks. Bo zauważam swoje postępy, ale jednocześnie o wiele częściej się krytykuję. W gimnazjum pocieszałam się słowami "nie słuchaj innych, jesteś ładna", a obecnie często myślę sobie "ale z ciebie prosiak, schudnij i zrób coś ze sobą". Oczywiście, gdy nie mam maksymalnie depresyjnych humorów, to nadawanie sobie pieszczotliwej nazwy "prosiak" jest dość żartobliwe, bo chyba mam troszkę dystansu do siebie. Ale jednak sens tej myśli jest prawdziwy. Chyba zrobiłam już sporo, ale nadal oczekuję od siebie więcej, co uważam za dobre. Bo jeżeli mogę i chcę, to czemu tkwić w jednym punkcie, skoro przez to bardzo się dołuję, tracę wiarę we własne możliwości i samodyscyplinę. Niestety bywa, że trudno mi się zmobilizować, wynika to głównie z tego, że dość często przez różne nieprzyjemności, mam humor, który nie pomaga mi we wstaniu z kanapy i zrobieniu czegoś dla siebie. Może to na pierwszy rzut oka głupia wymówka, ale czasem trzeba spojrzeć trzeźwo na swoją sytuację i nie obarczać tylko siebie winą. Jednak należy próbować, chociaż małymi krokami. Nie można tylko marzyć i po czasie się zadręczać przez bycie biernym, swoje plany powinniśmy wprowadzać w życie.
Dobrym pomysłem jest na chwilę przysiąść i zastanowić się, co tak właściwie nie podoba nam się w sobie. Czy chcemy coś zmienić, czy dodać do swojego życia. Ja np. chciałabym znaleźć dla siebie jakieś pasje. Kiedyś bardzo lubiłam rysować i zastanawiam się czy by do tego nie powrócić. Jeśli chodzi o coś bardziej oryginalnego, to długi czas interesowały mnie sny, chciałam stać się oneironautką (i nawet trochę mi się udało!). Piszę o tym dlatego, bo przecież w życiu nie liczy się jedynie nasza "rama", czyli wygląd i usposobienie do innych ludzi, ale też to co my kochamy, co chcemy robić, na co poświęcać swój czas. Nieważne czy poświęcamy się pięciu dziedzinom, czy jednej.
To co pisałam na samym początku mogło zabrzmieć dość groźnie, dlatego kilka zdań sprostowania i podsumowania. Zmiany są dobre, ale tylko wtedy, gdy nie są nam narzucone i nie są brew naszej naturze. Sami musimy wybrać, czy chcemy się zmieniać, a jeśli chcemy to w jaki sposób. (Teraz coś bardzo oklepanego) - zawsze trzeba być sobą. Pewnie brzmi to dla niektórych jak paradoks - zmieniać się a jednocześnie być sobą? Tak można. Powiem więcej, dzięki zmianom możemy bardziej poznać siebie i rozwinąć skrzydła. Grunt to żyć w taki sposób, by być z siebie zadowolonym.