☽ Zadumam ☾: listopada 2015

sobota, 28 listopada 2015

Chcę być lepsza?

"Kochajmy samych siebie, nieważne jacy jesteśmy", jupii.
Nie wiem czy też tak macie, ale mi ta gadka dawno się znudziła. Zamiast pomóc, wręcz jeszcze bardziej załamuje i odbiera energię do działań. Brzmi to jakby zmienianie siebie było czymś złym.
"Nie zmieniaj siebie, bądź taki jaki jesteś teraz"
Rozumiem, że ktoś tak naprawdę może sądzić, ale czy to oznacza, że np. osoba z tuszą (niekoniecznie otyła, ale taka którą denerwuje własny wygląd) ma zaakceptować siebie, swój stan fizyczny i obżerać się batonikami?
To tylko taki mały wstęp. Nie przepadam za ocenianiem tego co mówią lub robią inni, tym bardziej nie znoszę wyrażać swojej opinii dotyczącej innych osób, bo jedyną osobą, którą mogę skrytykować z czystym sumieniem, jestem ja. (o bosze jakie mądre słowa, aż sama się muszę pochwalić).
To przejdźmy do sedna. Czy czuję się dobrze ze sobą?
Obecnie... różnie. Niestety w tej kwestii jestem dość nierozgarnięta. Są dni, gdy uważam się za wartościową osobę, podobam się sobie, ale też bywają takie, gdy jestem do siebie niemal wrogo nastawiona. Smutne, ale jest to uargumentowane. Wiem, że stać mnie na więcej, aby wykrzesać z siebie swoje lepsze ja, ale mam taki problem, że często mi się nie chce, jestem kłębkiem kompleksów, który marzy tylko o tym by położyć się do łóżka i myśleć o swoich wszystkich wadach, przy czym niekiedy wyolbrzymiać je. Wyolbrzymianie jest złe, bo prowadzi do wspomnianych kompleksów, ale czy krytykowanie siebie za lenistwo i słomiany zapał jest niedobre? Myślę, że wręcz przeciwnie, lecz najważniejsze, aby wyciągać z tego wnioski. Z dumą przyznam, że czasem udaje mi się pokonać swoje słabości, to, że tak łatwo mnie zdemotywować. W moim przypadku to "czasem", to dużo.
Gdy byłam w podstawówce-gimnazjum, to niech tylko ktoś spróbował, nawet w kulturalny, sposób zwrócić mi uwagę, że powinnam trochę schudnąć lub zadbać o siebie. Od razu się oburzałam, udawałam, że podobam się sobie. Szczególnie gimnazjum zabolało, bo uświadomiłam sobie, że posiadanie większych cycków od koleżanek nie gwarantuje mi bycia postrzeganą przez innych jako atrakcyjną. Zaraz, zaraz, ale przecież nie powinno się patrzeć na zdanie innych. Cóż, ja nie do końca trzymam się tej regułki. Przecież fajnie pomyśleć, że jestem lubiana przez rówieśników, a nauczyciele sądzą, że jestem miła i mądra.

#gifyzhomeremsąnajlepsze

Zauważyłam, że teraz, gdy udało mi się w pewnej mierze osiągnąć kilka ze swoich ważnych celów, czyli m.in. schudnąć, lepiej się uczyć i czuć we własnej skórze, powstał pewien paradoks. Bo zauważam swoje postępy, ale jednocześnie o wiele częściej się krytykuję. W gimnazjum pocieszałam się słowami "nie słuchaj innych, jesteś ładna", a obecnie często myślę sobie "ale z ciebie prosiak, schudnij i zrób coś ze sobą". Oczywiście, gdy nie mam maksymalnie depresyjnych humorów, to nadawanie sobie pieszczotliwej nazwy "prosiak" jest dość żartobliwe, bo chyba mam troszkę dystansu do siebie. Ale jednak sens tej myśli jest prawdziwy. Chyba zrobiłam już sporo, ale nadal oczekuję od siebie więcej, co uważam za dobre. Bo jeżeli mogę i chcę, to czemu tkwić w jednym punkcie, skoro przez to bardzo się dołuję, tracę wiarę we własne możliwości i samodyscyplinę. Niestety bywa, że trudno mi się zmobilizować, wynika to głównie z tego, że dość często przez różne nieprzyjemności, mam humor, który nie pomaga mi we wstaniu z kanapy i zrobieniu czegoś dla siebie. Może to na pierwszy rzut oka głupia wymówka, ale czasem trzeba spojrzeć trzeźwo na swoją sytuację i nie obarczać tylko siebie winą. Jednak należy próbować, chociaż małymi krokami. Nie można tylko marzyć i po czasie się zadręczać przez bycie biernym, swoje plany powinniśmy wprowadzać w życie.
Dobrym pomysłem jest na chwilę przysiąść i zastanowić się, co tak właściwie nie podoba nam się w sobie. Czy chcemy coś zmienić, czy dodać do swojego życia. Ja np. chciałabym znaleźć dla siebie jakieś pasje. Kiedyś bardzo lubiłam rysować i zastanawiam się czy by do tego nie powrócić. Jeśli chodzi o coś bardziej oryginalnego, to długi czas interesowały mnie sny, chciałam stać się oneironautką (i nawet trochę mi się udało!). Piszę o tym dlatego, bo przecież w życiu nie liczy się jedynie nasza "rama", czyli wygląd i usposobienie do innych ludzi, ale też to co my kochamy, co chcemy robić, na co poświęcać swój czas. Nieważne czy poświęcamy się pięciu dziedzinom, czy jednej. 

Jako dowód próby robienia czegokolwiek innego niż narzekanie na siebie, pokazuję Wam wzruszający pejzaż, przedstawiający trzech jegomościów ze Skyrima, słodką foczkę z tejże gry oraz w tle piga z majnkrofta (a na trzecim planie, po górze wspina się koń). Posklecałam to razem z koleżanką, która na lekcji pokazała mi jak obsługiwać warstwy w Gimpie, więc czegoś nowego na starość się nauczyłam. :') Niby taki badziew, ale nawet trochę zainteresowałam się grafiką.
To co pisałam na samym początku mogło zabrzmieć dość groźnie, dlatego kilka zdań sprostowania i podsumowania. Zmiany są dobre, ale tylko wtedy, gdy nie są nam narzucone i nie są brew naszej naturze. Sami musimy wybrać, czy chcemy się zmieniać, a jeśli chcemy to w jaki sposób. (Teraz coś bardzo oklepanego) - zawsze trzeba być sobą. Pewnie brzmi to dla niektórych jak paradoks - zmieniać się a jednocześnie być sobą? Tak można. Powiem więcej, dzięki zmianom możemy bardziej poznać siebie i rozwinąć skrzydła. Grunt to żyć w taki sposób, by być z siebie zadowolonym.

✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬✬

Pinkne zdjęcie, które zrobiłam wczoraj o 7:30 telefonem, idąc do szkoły. W gruncie rzeczy to tylko fajny jest ten poranny księżyc w tle (bardzo podoba mi się to zjawisko), ale uznałam, że dodam to zdjęcie do pierwszego lepszego posta. Tak trochę z dupy.

niedziela, 22 listopada 2015

Ktoś bardzo inspirujący

Na pewno duża część z Was ma swoich ulubionych youtuberów. Ja takową grupkę posiadam, ale ostatnio szczególnie urzekły mnie dwa kanały; "Zwariowani" oraz "Ameryka oczami nastolatki" (KLIK do Zwariowanych KLIK do Ameryki). Oba kanały znam już od dłuższego czasu, ale chyba musiałam dojrzeć do tego, by dostrzec w nich coś bardzo wartościowego.
Pierwszy z nich, czyli "Zwariowanych", prowadzi 18-letnia Marysia oraz jej młodsza siostra Maja. Pojawiają się tam filmiki dotyczące głównie gimnastyki artystycznej, akrobatyki i ćwiczeń, ale dodatkowo, od pewnego czasu, dziewczyny (głównie Marysia, jej siostra jednak jest jeszcze trochę za mała i stanowi bardziej pomocniczkę :)) wprowadziły tematykę zdrowia, w tym przepisy kulinarne, recenzje książek, różne ciekawostki itd.
Kanał "Ameryka oczami nastolatki" prowadzi wyłącznie Marysia. Powstał, ponieważ wyjechała ona na roczną wymianę do Ameryki, ściślej mówiąc do Texasu. Filmiki, jak można się domyślić, dotyczą wszystkiego co związane ze wspomnianym krajem m.in. pogadanki na temat tamtejszych szkół średnich, ciekawostki na temat stylu życia i obyczajów, bardziej luźne, vlogowe filmiki itd.
Pewnie niejedna osoba pomyśli sobie, że niby co w tym ciekawego, co mi się tak podoba w tych kanałach, przecież filmiki nie są nagrywane w profesjonalny sposób i bla bla bla. No i właśnie to mi się podoba. Ta prostota. Wiem, że każdy lubi coś innego, ale ja uwielbiam filmiki nieskomplikowane, w których nie chodzi o to, by przyciągnąć widza fajerwerkami, jakimiś ekstra efektami i montażem, lecz samą treścią. Ciekawe jest to, że w ogóle nie jestem osobą, która miałaby interesować się gimnastyką artystyczną lub życiem w USA. Po prostu z przyjemnością oglądam te dziewczyny, szczególnie Marysię, którą uważam za kogoś niezwykłego w swojej zwykłości. Nie jest to ograniczona 18-latka, która miałaby interesować się jedynie makijażem, ubraniami, chłopakami, telefonem. Zawsze strasznie mnie wkurza, gdy widzę, że ktoś w komentarzu pod jej filmikiem pisze z "oburzeniem", że wygląda jak 13-latka. Po pierwsze, to jest właśnie super, wyglądanie na młodszego niż się jest, a po drugie nie rozumiem czego wymaga się od młodej dziewczyny? Aby nakładała na siebie tonę tapety? Nie krytykuję tego, bo sama się maluję (chociaż ostatnio zaczęłam dużo bardziej delikatnie), ale nie lubię atakowania osoby za to, że jest inna i nie podporządkowuje się modzie. 
Już odchodząc od wyglądu, bo nie on się liczy, a charakter. Zachwyciłam się, gdy obejrzałam pewne Q&A znajdujące się na kanale "Zwariowani". Niby takie zwyczajne, bo "30 pytań o mnie", ale dzięki niemu można bliżej poznać daną osobę, w tym przypadku Marysię. Bardzo spodobały mi się jej odpowiedzi, widać, że jest naturalna, nikogo nie udaje. Nie wiem co więcej napisać, po prostu trzeba obejrzeć i samemu ocenić, czy komuś widzi się taki charakter, postawa, czy nie.
  
 

Pewnie niektórzy tego nie zrozumieją (no bo każdego motywuje coś innego i każdy ma inne ideały), ale dla mnie Marysia (nie zapominam o jej siostrze:)) jest super inspiracją. Przepadam za dość skromnymi ludźmi, którzy jednocześnie mają coś w głowie, a dodatkowo emanują pozytywną energią, mają swoje pasje, nie marudzą na wszystko i, tak jak to już kilka razy napisałam, pozostają sobą, nawet w tak okrutnej dżungli jaką jest YouTube. Przyznam, że sama marzę, aby móc także o sobie w podobny sposób myśleć. Zawsze ostatnio, gdy bierze mnie leń i mini-depresja, oglądam sobie filmiki dziewczyn i od razu, w jakiś magiczny sposób, czuję się zmotywowana do życia. :)

niedziela, 15 listopada 2015

Muzyka, która znaczy więcej niż dźwięki

Dzisiejszy tytuł brzmi dość poważnie, ale spokojnie, w moim wydaniu poważnie nie będzie. Oczywiście tytuł nie jest dla picu, ponieważ muzyka z którą chciałabym się z Wami podzielić, jak najbardziej znaczy dla mnie więcej niż sam dźwięk. Po prostu wiem, że powody dla których te piosenki są ważne, będą czasem dość głupawe (ale prawdziwe!). Muszę jeszcze podkreślić, że wszystkie poniższe utwory dlatego w ogóle znajdują się na mojej liście, ponieważ sądzę, że przez swoje znaczenie dla mnie, nigdy nie przestanę do nich wracać i zawsze będą one wzbudzać we mnie różne, pozytywne emocje, wspomnienia itd. Informuję też, że kolejność piosenek (prócz pierwszej i ostatniej) jest całkowicie przypadkowa.


Shinedown - Her Name is Alice


Tak jak już wspomniałam, umyślnie tę piosenkę prezentuję jako pierwszą. To nie dlatego, że miałaby być moją ulubioną, a wręcz przeciwnie. Sam rytm nie jest zły, podobają mi się zwrotki, chociaż refren bez szału. Powodem dla którego "Her Name is Alice" pojawia się na mojej liście, jest moje nieodparte uwielbienie gry "Alice: Madness Returns". I tu się już zaczyna ta "niepoważna" część, ale z powodu, że jestem w niektórych aspektach dziwakiem, gra ta znaczy dla mnie naprawdę wiele. Najlepsze jest to, że sama nigdy nie miałam okazji w nią zagrać, za to oglądałam kilka lat temu calutki wielogodzinny lets's play u Madzi z YouTube (KLIK do serii) i... zakochałam się. Z takim klimatem chyba nie spotkałam się nigdzie indziej, ani w książce, ani w filmie, ani w innej grze. Podkreślam słowo klimat, ponieważ właśnie on mnie tak urzekł, a nie sama mechanika gry. Cóż, niestety chyba po prosu jestem psychopatką, którą pociąga psychodela, demoralizacja i okrucieństwo. :c
Swoją drogą, samą bohaterkę Alice zawsze uważałam za bardzo śliczną, wręcz na swój sposób idealną. Gdybym była chłopcem, na pewno stałaby się ona moim ukrytym, fikcyjnym punktem westchnień.

"Jeśli miałabym swój własny świat,
wszystko byłoby w nim nonsensem.
Nic nie byłoby tym, czym jest,
bo wszystko byłoby tym, czym nie jest"

Aby było ciekawiej, na końcu każdej rozprawki o danej piosence, będę wstawiała jakiś fajny i głęboki jak Rów Mariański cytacik z jej tekstu.


Origa - Innet Universe


Skoro już mówimy o ładnych, fikcyjnych paniach, to chciałabym Wam pokazać bardzo urzekającą piosenkę, która jest soundtrackiem z anime pt. "Ghost in the Shell: Stand Alone Complex". Myślę, że niektórzy z Was mogą być zaznajomieni z tym tytułem. Mówiąc pokrótce, serial ten opowiada o przygodach pięknej pani Major, która wraz ze swoim oddziałem tropi niebezpiecznego hackera-terrorystę (przynajmniej tak jest do pewnego momentu). Muszę przyznać, że jeszcze nie obejrzałam całego anime, bo głównie pamiętam je z czasów, gdy byłam w podstawówce i na początku gimnazjum. Wtedy właśnie oglądałam je po 21 na Hyperze. Wiadomo, serial ten nie jest przeznaczony dla dzieci, ale że ja już od najmłodszego wykazywałam oznaki wspomnianej psychopatycznej natury, to od początku przypadł mi on do gustu. Klimat, tak jak przy Alice na 10, lecz w całkiem innym wydaniu, bardziej futurystycznym i w stylu mecha. Dodatkowym plusem jest to, że "Ghost in the Shell: SAC" niesie za sobą różne przekazy, nad którymi często trzeba się porządnie zastanowić, aby zrozumieć. Chociażby sam tytuł, tłumacząc na polski "Duch w zbroi", bardzo trafnie nawiązuje do sytuacji niektórych zaprezentowanych osób, nawet samej głównej bohaterki, która jest prawie całkiem zcyborgizowana, lecz posiada ludzki mózg.
No a jeśli chodzi o samą piosenkę, to nie podoba mi się jedynie przez sentyment do serialu, ona jest po prostu pięknie wykonana. Tak jak i całe anime, należy ona do grupy tworów, które mają wywołać refleksje. Myślę, że aby całkowicie wczuć się w jej klimat, wymagana jest znajomość sensu tekstu, chociaż sam rytm zasługuje na 6+.

"Niekończący się bieg
Póki żyję, mogę starać się nie upaść, a lecieć
Nie oduczyć się marzyć, kochać
Niekończący się bieg

Wołam, wołam
Do miejsca poznania
Jest więcej do powiązania"


Kabanos - Bagno


To teraz patriotycznie, ponieważ przyszedł czas na polską piosenkę. Hm, i co ja mam powiedzieć na ten temat? Może zacznę od tego, że polskiej muzyki nie słucham już prawie wcale, poza właśnie tym jednym, powyższym wyjątkiem. Ja na prawdę nie wiem, co podoba mi się w samym dźwięku tej muzyki, tego śpiewu, ale jest w tym coś tak przyciągającego, że już od kilku lat co jakiś czas powracam do Kabanosa i... słucham. Tylko paru piosenek, ale jednak słucham. Moją ulubioną jest właśnie "Bagno". Znów trochę dziwne skojarzenie, ale gdy włączam tę piosenkę, to na myśl przychodzi mi scena z pełnometrażowego filmu mojej ulubionej kreskówki "Ed, Edd i Eddy", w której to chłopaki, poszukując brata Eddiego, ganiali po bagnach, potem się pokłócili i prawie zakończyli podróż. Swoją drogą dość poruszająca scena.... wiem, wiem, straszne dziecko ze mnie, psychopatka, ale jednocześnie dziecko.

"Ktoś mnie znieczulić chce
Na kwiaty wokół mnie
Popląta myśli me
Padlina karmią mnie
Bym jadem zatruł się
Bym przyjął dary, podziękował
Ładnie się zachował"


The Eagles - Hotel California



Kolejna piosenka raczej nie ciągnie za sobą jakiejś dłuższej historii. Pierwszy raz usłyszałam ją w I klasie technikum, gdy moja koleżanka udostępniła ją na Facebooku. Zgodzicie się ze mną, że to niezbyt fascynujące. Jednak postanowiłam ją umieścić na swojej liście, ponieważ uznałam, że jest to utwór, który również potrafi sprawić, bym miała ciarki na ciele. Poza tym tekst jest dość niezrozumiały, a w tytule występuje słowo Kalifornia, czego chcieć więcej?
Piosenkę podałam w dwóch wersjach - oryginalnej i cover. Przyznam, że to drugie trochę bardziej mi się podoba. Fajnie, że oba wykonania są utrzymane w różnych klimatach. Gdy słucham oryginału, wyobrażam sobie grupkę trochę zapuszczonych facetów, lekko na haju, którzy opisują to, co widzą po swoim "towarze", za to podczas słuchania coveru, przychodzi mi na myśl jakiś przystojny, czarnoskóry mężczyzna, śpiewający o czymś... skomplikowanym, ale oczywiście głębokim i z przekazem. :P
Czytajcie to z przymrożeniem oka. Nie mam zamiaru obrażać wykonawców tej piosenki, że niby stworzyli jakiś bezsensowny tekst. Po prostu trochę żartuję tu sobie z tego, że wielu ludzi uważa, iż The Eagles tworzyli słowa piosenki pod wpływem narkotyków. Może i to prawda, ale jakoś bardzo mnie to nie obchodzi. Każdy i tak może interpretować tekst na swój sposób, a jeśli nie jest on w każdym punkcie spójny ze sobą - to bardzo dobrze, przynajmniej jest ciekawiej. :D

"Więc zawołałem kapitana 'Proszę przynieś mi wino'
On powiedział 'Nie mieliśmy tu tego ducha od 1969 roku'
I ciągle te głosy wołające z daleka
Obudzą cię w środku nocy
Jedynie byś posłuchał jak mówią"


System Of A Down - Hypnotize


Głęboko zaczynamy wchodzić w klimaty, które naprawdę bardzo lubię i rzadko mnie zawodzą. "Hypnotize"... jedna z moich pierwszych metalowych piosenek. To była po prostu miłość od pierwszego usłyszenia. W gruncie rzeczy nie wiem co tu wiele pisać, tego tylko trzeba posłuchać. Nie wszyscy lubią takie klimaty, jednak nie jest to bardzo ciężki utwór, nie ma wielkiego "darcia mordy", a wręcz ładny śpiew, dlatego myślę, że każdy może spróbować. :)
Sam tekst piosenki też nie jest banalny, ponieważ opowiada ona o protestach studentów na pekińskim Placu Niebiańskiego Spokoju w 1989. Ludzie walczyli o wolność, chcieli skończyć z panującą tyranią.

"Oni maskują to, hipnotyzują to
Telewizja sprawiła, że to kupujesz
 [...]
Hipnotyzują naiwnych
Propaganda zostawia nas oślepionych"


Blind Guardian - The Script For My Requiem
Blind Guardian - Time Stands Still (At The Iron Hill)



I w końcu przyszła pora na mój ulubiony zespół, czyli Blind Guardian! Za jednym zamachem chciałam Was uraczyć dwoma piosenkami. To nie był łatwy wybór, bo uwielbiam wiele ich piosenek, ale postarałam się ograniczyć do tych dwóch naj naj. Aby było ciekawiej zdecydowałam się umieścić wersję z koncertu piosenki "The Script For My Requiem". Różni się ona troszkę od wersji studyjnej, ale myślę, że jest tak samo dobra (wersja studyjna). Zawsze fajnie też zobaczyć wokalistów "w akcji", a myślę, że tym facetom takie występy wychodzą naprawdę super, aż sama chciałabym być na widowni i wykrzykiwać randomowe słowa po angielsku, bo nie pamiętałabym tekstu, aaah marzenia. Skoro już jesteśmy przy pierwszej z wymienionych piosenek, to muszę przyznać, że najbardziej uwielbiam refren. Zwrotki są też zajeßiste, jednak przy refrenie w moich uszach wytwarzają się chyba najprawdziwsze endorfiny haha. Gdy słucham tej piosenki przypomina mi się horror animowany (dla dorosłych) pt."Dead Space: Downfall". Trzeba przyznać, że jest na prawdę mocny i nie polecam go każdemu. Ale za to występuje w nim kolejna fikcyjna, piękna i silna pani (oesu, ze mną jest chyba serio coś nie tak...). Wracając do rzeczy, piosenka kojarzy mi się z tym filmem, bo w dzień obejrzenia go, pierwszy raz usłyszałam ten utwór, nie ma filozofii.

"Przywrócić cuda
oto moje requiem
łzy błazna są we mnie
Agonia jest scenariuszem mojego requiem"

Jeśli za to chodzi o myśli nawiedzające mnie, gdy słyszę piosenkę "Time Stands Still"... jeśli mam być szczera to przypomina mi się pierwsza lekcja fizyki w II klasie. Pozostawię to bez komentarza.
( ͡° ͜ʖ ͡°)

"On błyszczy jak gwiazda
A dźwięk jego rogu
Jest jak szalejący sztorm
Dumny wielki władca
Wyzywa los
Króla niewolników, krzyczy"

sobota, 7 listopada 2015

5 fajności + mini haul

Cześć! Pierwsza część tytułu postu raczej wiele nie wyjaśnia, dlatego już tłumaczę; chciałabym się z Wami podzielić kilkoma poradami, trikami, czy jakby to inaczej nazwać, dotyczącymi... wszystkiego, raczej nie ma bliżej określonego tematu, chociaż te fajności są w dużej mierze związane z wyglądem, ale jak najbardziej nie tylko dla dziewczyn. :) 
Zacznę od rzeczy, która jednak nie jest zbyt przeznaczona dla facetów, a "odkryłam" ją dziś rano. Chodzi mi mianowicie o bardzo łatwą fryzurkę, która jest trochę w stylu samurajskiego koka, lecz zrobiłam ją bardziej po swojemu, czy może raczej niechlujnie, bo zamiast koka przypomina coś, co robi się małym 5-letnim dziewczynkom na głowie. 


 Ładne kartofle :v Miotła ocenzurowana, aby nie było widać za dużo dobrego.

Wiem, że pewnie dla wielu wygląda to infantylnie, jak fryzurka dla małego dziecka, ale mi się podoba. Na pewno jest to dla mnie lepsze niż prawdziwy, samurajski kok. Zawsze dziwię się wręcz dziewczynom, że robią sobie go na włosach. Oczywiście nikogo nie obrażam, tylko takie moje zdanie. Oryginał wygląda często zbyt ulizanie, i jeszcze ten sterczący radarek na czubku głowy, to nie dla mnie. Jedyne co to będę się starać, aby kolejnym razem było mniej widać gumkę. Myślę, ze taka fryzurka jest dobra dla dziewczyn, które jak ja mają bardzo gęste i nieokiełznane włosy, bo można chociaż ich kawałek jakoś sobie związać.
Jeśli już jesteśmy przy włosach, to kolejną fajnością, o której pewnie niektórzy z Was wiedzą, jest płukanie włosów w jak najzimniejszej wodzie. Morsem nie jestem, więc sama zawsze po umyciu włosów szamponem i odżywką, wychodzę spod gorącego prysznica, i to ostatnie przepłukanie robię pod kranem, bo wtedy mogę nastawić nawet bardzo zimną wodę. Chyba można się domyślać czemu jest to dobre, po prostu łuski włosów domykają się, a na drugi dzień są one bardziej gładkie i lśniące. Podobnie ma się sprawa z płukaniem twarzy i całego ciała w chłodnej wodzie (ale już nie koniecznie tak chłodnej jak przy włosach).
Ostatnią fajnością stricte pielęgnacyjną jest super łatwy, domowy peeling. Należy do szklanki nasypać sobie określoną ilość cukru, w moim przypadku są to 2 łyżeczki. Tak na prawdę to wystarczyłoby jeszcze namoczyć sobie twarz, aby trochę zmiękczyć skórę i do roboty, ale osobiście, aby ten peeling nie był aż tak mocny, dodaję do cukru trochę toniku kosmetycznego. 




Przyznam, że od dłuższego czasu, cukier biały jest mi potrzebny prawie jedynie do peelingu. Czyli schodzą mi 2 łyżeczki na tydzień, bo właśnie ten zabieg robię sobie w każdą sobotę. 
Przedostatnią fajnością jest pewien trick, który podpatrzyłam od koleżanki z gimnazjum, kilka dobrych lat temu. Należę do grupy dziewczyn, które mają spory tyłek i uda, za to są dość niskie, przez co też ich nogi są stosunkowo krótkie. Dlatego niekiedy trudno dobrać mi spodnie, bo prawie zawsze mam za długie nogawki. Rozwiązania są dwa, można je skrócić lub po prostu podwinąć. Jednak kolejny problem dochodzi, gdy zaczynamy nosić botki i tego typu buty, w które wkładamy część nogawki. Niestety często przy chodzeniu, jeśli nasze spodnie nie mają obcisłych nogawek lub tak jak w moim przypadku, są niedopasowane w niektórych miejscach, materiał spodni lubi nam wychodzić z butów i brzydko się marszczy. Jest na to bardzo dobry sposób, otóż moja koleżanka nosiła glany i zawsze było widać po wf-ie, przy ubieraniu się, jak naciąga na swoje nogawki... gumki recepturki. A wtedy już normalnie zakładała buty. Sama to wypróbowałam i potwierdzam, że sposób spisuję się na prawdę super.



Wygląda dość śmiesznie, ale jeżeli macie podobny problem, to polecam spróbować. Oczywiście musimy wybrać odpowiednią gumkę, nie za ciasną, aby krew nam nie przestała dopływać. :P
To była czwarta fajność, na tym mogłabym skończyć, jednak w związku z dzisiejszym mini haulem przyszła mi do głowy jeszcze jedna porada, dotycząca picia czerwonej herbaty. Dziś po kilku tygodniach znów ją kupiłam, bo wpływa zbawiennie na metabolizm, który u mnie jest trochę lichy. W skrócie; dobrze pić ją po każdym posiłku, ale lepiej nie robić tego na pusty żołądek, ponieważ wypłukuje wtedy z naszego organizmu magnez i inne minerały.
Cóż, taka krótka fajność, ponieważ na temat zdrowia i tego co ja robię, aby poprawić swój tryb życia, w tym odżywanie, mam zamiar w przyszłości napisać osobny post, ale najpierw muszę trochę się ogarnąć, ponieważ chodzenie do szkoły zachwiało mi to wszystko. 
Na dole pokazuje Wam swój banalny, mini haul, który składa się z dwóch herbat - zielonej i czerwonej, musli oraz gumek, do których zakupu skłoniła mnie dzisiaj wynaleziona fryzurka. Fascynujące.