Dawno nie pisałam posta z tej chwalebnej serii, więc czemu ponownie nie zaszaleć? Poskładanie kilku luźniejszych zdarzeń i myśli w jedną całość, też może być ciekawe.
Zacznę od powiadomienia Was w końcu, że leci już drugi tydzień moich praktyk. W II klasie odbyłam dwutygodniowe praktyki z straży pożarnej, a teraz, czyli po roku, w szpitalu. Tak jak wskazuje mój, mam nadzieję, przyszły zawód (czyli nie chirurg, tytuł jest dla picu), nie uczestniczę w żadnych operacjach lub innych dziwnych rzeczach. Siedzę sobie po prostu z innymi informatykami. Może i brzmi to poważnie, ale tak na prawdę niczego nie robię, podobnie jak 50% osób z mojej klasy na własnych praktykach. Niestety tak jest, oczekuje się nie wiadomo czego, zdobycia nowych umiejętności i wiedzy (bo chyba po to są praktyki), a niestety na miejscu czeka nas jedynie siedzenie cicho na krzesełku i ewentualne wykonywanie najżmudniejszych prac, za które nie mają ochoty zabrać się pracownicy danego obiektu. No więc mówiąc w skrócie, czynności, które wykonuję, to czytanie książki, surfowanie po Internecie, co najwyżej 6-godzinne wklepywanie do bazy danych specyfikacji sprzętów komputerowych z całego szpitala. Ale aby nie było, że marudzę... nie jest tak źle, bo przynajmniej bardzo szybko kończę. Przez ostatnie dwa dni moja pani opiekunka wypuszczała mnie ok. 12. Dziś prócz czytania książki, miałam jedno niby-zadanie, mianowicie pani dała mi stosik różnych dokumentów, które "miałam sobie przejrzeć" (czyli miały leżeć koło mnie). Pospisywałam sobie kilka ich tytułów, by potem wpisać je do dzienniczka praktyk, jako streszczenie tego co robiłam i czego się dowiedziałam. I tak jak to moja opiekunka powiedziała; "możesz sobie rozłożyć to nawet na trzy dni, aby było więcej wpisane". :P
Zacznę od powiadomienia Was w końcu, że leci już drugi tydzień moich praktyk. W II klasie odbyłam dwutygodniowe praktyki z straży pożarnej, a teraz, czyli po roku, w szpitalu. Tak jak wskazuje mój, mam nadzieję, przyszły zawód (czyli nie chirurg, tytuł jest dla picu), nie uczestniczę w żadnych operacjach lub innych dziwnych rzeczach. Siedzę sobie po prostu z innymi informatykami. Może i brzmi to poważnie, ale tak na prawdę niczego nie robię, podobnie jak 50% osób z mojej klasy na własnych praktykach. Niestety tak jest, oczekuje się nie wiadomo czego, zdobycia nowych umiejętności i wiedzy (bo chyba po to są praktyki), a niestety na miejscu czeka nas jedynie siedzenie cicho na krzesełku i ewentualne wykonywanie najżmudniejszych prac, za które nie mają ochoty zabrać się pracownicy danego obiektu. No więc mówiąc w skrócie, czynności, które wykonuję, to czytanie książki, surfowanie po Internecie, co najwyżej 6-godzinne wklepywanie do bazy danych specyfikacji sprzętów komputerowych z całego szpitala. Ale aby nie było, że marudzę... nie jest tak źle, bo przynajmniej bardzo szybko kończę. Przez ostatnie dwa dni moja pani opiekunka wypuszczała mnie ok. 12. Dziś prócz czytania książki, miałam jedno niby-zadanie, mianowicie pani dała mi stosik różnych dokumentów, które "miałam sobie przejrzeć" (czyli miały leżeć koło mnie). Pospisywałam sobie kilka ich tytułów, by potem wpisać je do dzienniczka praktyk, jako streszczenie tego co robiłam i czego się dowiedziałam. I tak jak to moja opiekunka powiedziała; "możesz sobie rozłożyć to nawet na trzy dni, aby było więcej wpisane". :P
Mogę się jedynie pochwalić dość informatycznie wyglądającym otoczeniem, czego w straży pożarnej nie uraczyłam (był tam za duży porządek). |
To teraz poruszę coś w świątecznych klimatach, czyli temat bardzo na topie. Mi i mojej dobrej koleżance już od dłuższego czasu (wręcz od kilku lat) chodziło po głowie, by sprawić sobie miły, klimatyczny wypad do cukierni, gdy na dworze prószyć będzie urokliwy, biały śnieżek. No ale niestety, gdy akurat zebrało nam się na coś takiego, pogoda zamiast zimowa, była angielska.
Chyba się ze mną zgodzicie, że to wygląda trochę jakby ktoś miał trefny kalendarz i wystawił świąteczne ozdoby na początku listopada. |
Aby tak nie marudzić napiszę, że świątecznego klimatu doświadczyłyśmy we wspomnianej cukierni, która jest już ładnie przyozdobiona. Niestety nie bardzo mogłam zrobić zdjęcia w środku, bo obsługa zaczęła się na mnie krzywo patrzeć, gdy tylko wyjęłam aparat. Przemyciłam jedno, najważniejsze zdjęcie, czyli przedstawiające kremówkę i gorącą czekoladę.
Ostatni ekscytujący wątek na dziś: Billy i Mandy, a dokładniej Mroczne przygody Billy'ego i Mandy. Przecież nie mogłoby zabraknąć na moim blogu dawki kultury na wysokim poziomie. Pewnie niektórzy z Was wiedzą, bo czytali ten post, że jestem wielką fanką kreskówek, szczególnie tych, na których się wychowywałam. Po długim czasie zabrałam się za oglądanie najbardziej lubianych, a pierwszy wybór padł właśnie na wyżej wspomniany tytuł. Może nie będę się bardzo rozwodzić, bo myślę, że ta baja należy do tych czysto rozrywkowych i trudno doszukiwać się tu jakichś morałów itp. Jest po prostu śmieszna, i zajebista, więc dla mnie niczego więcej nie potrzeba. Cóż, może mam poczucie humoru ameby z ADHD, ale każdy odcinek potrafi mnie bardzo rozśmieszyć. Wczoraj obejrzałam całą pierwszą serię, czyli prawie 23 odcinki (jednego nie znalazłam, ale może potem spróbuję). Jeśli kogoś to interesuje, jednym z moich ulubionych z tej serii jest odcinek Ponury, czy Gregory?.